Niezapomniani – moje wspomnienie
Niezapomniani – moje wspomnienie
39 edycji naszego wyścigu, zmieniający się wokół świat, jego upadki, wzloty i zmartwychwstania, to przede wszystkim historie ludzi. Ludzi związanych z wyścigiem na dobre i złe. Ludzi, którzy nierzadko poświęcili mu bardzo wiele energii, emocji i zarwanych nocy.
W polskiej tradycji, każdego 2 listopada, to Dzień Zaduszny, gdy wspominamy ich szczególnie, tęsknimy jeszcze bardziej i modlimy się za nich żarliwie. Polecam Waszemu skupieniu wszystkich tych, którzy odeszli na tamten świat, a dla kolarstwa, dla Wyścigu Kurierów i dla mnie osobiście, znaczyli tak wiele.
Nie byłoby żadnego wielkiego „Szlakiem Kurierów”, gdyby nie polsko – słowacki duet Zdzisław Glebowicz i Jan Glajza, który przez lata tworzył te zawody. Glajza zmarł tak niedawno, a mój trener Glebowicz odszedł w latach 90-tych i spoczywa w Gdyni.
Niełatwe dzieło kontynuacji wyścigu w tych latach podjął znany trener i działacz kolarski regionu tarnowskiego, Andrzej Gierach, któremu poświęciłem górską premię specjalną w 2020. Jego synowie odziedziczyli pasję ojca i od lat pracują podczas wyścigu w komisji sędziowskiej.
Głosem wyścigu był od początku redaktor Tadeusz Majcherek. Chociaż swój kurierski szlak zakończył kilka lat temu, a swój ziemski wyścig w tym roku, to wiele jego charakterystycznych zwrotów pozostało z nami do dzisiaj. Dzisiaj, gdy mówię, że jedziemy do jakiegoś „prastarego” miasta etapowego, a tych na trasie „Kurierów” nie brakuje, to „mówię Majcherkiem”.
Z tych, co od zawsze byli i żyli wyścigiem, ubył nam również sędzia Andrzej Radwański. Gdy po latach powrócił na stałe po emigracji zarobkowej, to nasza kolarska kompania, była jego ulubionym towarzystwem. Miałem ze śp. Andrzejem szczególny kontakt wyścigowy, bo podarował mi swój charakterystyczny atrybut z peletonu, czyli motor marki Java 350 ccm, abym stawał się lepszym sędzią kolarskim.
Gdy odchodzą starsi i zasłużeni, to z większą pokorą przyjmujemy ten wyrok. Gdy zabierają nam młodych i głodnych życia, to buntujemy się nieustannie.
Tak było z tragiczną śmiercią Adriána Babiča na Słowacji, gdy utalentowany kolarz zginął podczas treningu w 2021 roku. Jego grób w Popradzie, w który tak trudno uwierzyć, zawsze przypomina mi o nieznośnej kruchości życia.
Trudno zapomnieć o dramatycznej nocy z 2 na 3 maja 2016 roku, gdy rozległego zawału serca dostał Holender, Gijs Verdick. Walka o jego młode życie, która trwała aż do rana, potem jego odroczona śmierć w rodzinnych stronach oraz pełna godności, umiaru oraz wrażliwości społecznej postawa jego bliskich, którzy zgodzili się na przeszczepy jego organów, to życiowa lekcja, którą zapamiętam na zawsze.
Ciężkowice, to oprócz mojego rodzinnego Tarnowa, kolebka wyścigu. Powrót wyścigu do tego miasta po reaktywacji, to zasługa burmistrza Zbigniewa Jurkiewicza. Wkrótce po pamiętnej, pandemicznej i klasycznej edycji w 2020 roku, mieliśmy się ponownie spotkać, aby podsumować, a przede wszystkim zaplanować następne edycje. Nie zdążyliśmy, bo odszedł na zawsze jeszcze w tym samym roku.
Kolejny wyjątkowy samorządowiec, a bez takich osób nie ma wyścigów, to osoba dla mnie szczególna: ja z Tarnowa, on Tarnowski. Mam na myśli burmistrza Połańca Jacka Tarnowskiego, dzięki któremu Karpacki odwiedził to świętokrzyskie i kościuszkowskie miasto dwa razy: w 2019 i w 2021 roku. Był zakochany w Połańcu, on cały był Połańcem – żył swoim miastem przez całą dobę. Nasze ostatnie spotkanie na trzy tygodnie przed śmiercią, zakończyłem w dobrej wierze słowami, że „przecież jest piątek wieczorem i nawet burmistrz musi kiedyś zacząć weekend”. Nie zdążył wykonać wszystkich planów, bo jego serce przestało bić. Jeszcze nie minął rok od tej bolesnej wiadomości.
Na koniec o człowieku, od którego wszystko się zaczęło. Bez którego pewnie mnie w prawdziwym kolarstwie by nie było. Wybitny sędzia międzynarodowy, komandor „Kurierów” w trudnych latach 90-tych, doskonały brydżysta i znawca sportu oraz mój patron i punkt odniesienia podczas reaktywacji wyścigu w 2009 roku. Adam Dmochowski, człowiek niezwykłej bystrości, dowcipu i inteligencji, który podczas zagranicznych wyścigów w latach 80-tych, zasłużył na przydomek „Polski Komputer”, bo ręcznie zliczał wszystkie wyniki i klasyfikacje komisjom, które już wtedy polegały na elektronice. Dmochowski, to człowiek, wobec którego nie dało się przejść obojętnie. On również oceniał ludzi szybko i bez kompromisów. Miałem to szczęście, że byłem w gronie jego przyjaciół.
Cześć ich pamięci!
Tomasz Wójcik